01/07/2025
Pamiętam dokładnie dzień, w którym Ją poznałam.
To był styczniowy poranek, zaraz po sylwestrze. Miałam wtedy jedenaście lat. Mijałam sąsiadkę z naprzeciwka – osiedlową „królową życia”, którą obserwowałam odkąd jej suczka Perła była w ciąży. Lubiłam tego psa, lubiłam każdego psa, ale tego szczególnie- często ją dokarmiałam i odciągałam od ludzi, gdy na parterze trwała libacja alkoholowa, a ona wyskakiwała przez okno i atakowała przechodniów. To był 2004 rok, na jednym z bytomskich osiedli.
Tego dnia spotkałam tą kobietę przed blokiem. Szła w stronę stawu, w ręce niosła plastikową torbę. W środku był cały miot szczeniaków. Cichutko popiskiwały. Miały po prostu zniknąć. Byłam dzieckiem, ale aż za dobrze rozumiałam, co się wydarzy. Wybłagałam czas. Karmiłam je, opiekowałam się nimi, szukałam im domów. Wszystkie znalazły miejsce – oprócz jednej.
Pamiętam, jak prosiłam mamę, żeby mogła zostać chociaż na noc. Tak się zaczęło. Ta jedna noc zamieniła się w ponad czternaście lat.
Była obok, gdy świat walił mi się na głowę i kiedy nie miałam pojęcia, co robić. Była wtedy, gdy podejmowałam pierwsze ważne decyzje. Patrzyła na wszystkie moje wersje – te, których się wstydzę, i te, z których jestem dumna. I nigdy mnie nie zostawiła.
Była najpiękniejszą częścią mojego życia. I choć jej już nie ma, zostawiła mi coś, czego nie da się stracić.
Miała na imię Aza. I już zawsze będzie częścią mnie. 🤍