28/07/2025
A co jeśli jutra nie będzie…
LUCY DORA Michałowe Ranczo FCI
03 09 2013- 26 07 2025
Mówili…
- Już czas
-Nie. Jeszcze mieliśmy go za mało
- Ciało już mówi dość
- Ale dusza chce więcej, spójrzcie na jej oczy, na ogon, jak cieszy się kiedy mnie widzi.
-To nie potrwa długo
-Ja wiem… ale wiem, że da mi znak. Przecież rozumiemy się bez słów.
Ale teraz walczmy, ja wiem że to jej życia nie uratuje, ale chcę by miała zapewniony komfort do ostatnich chwil…
I tak zapadła decyzja by następnego dnia po południu przeprowadzić operację usunięcia guza.
Pierwszą operację przeszła 4 lata temu mastektomię całej jednej listwy mlecznej wraz z owariohosterektomią. Po 3 latach nawrót, przeżuty. Diagnoza, była trudna do przyjęcia cieszyliśmy się każdym dniem.
Każdym dniem od początku jej życia.
Wychowaliśmy Lucy i jej rodzeństwo sami, ponieważ Dorcia, ich mama odeszła w wyniku komplikacji po porodzie. Całą siódemkę odkarmiliśmy butlą, to był dla nas bardzo trudny okres, Tygodnie rozpaczy po stracie Dorci przeplatające się z radością, że maleństwa dają radę, żyją i rozwijają się zdrowo. Jeszcze przed narodzinami wiedzieliśmy, że w tym miocie będzie Lucy i ona zostanie z nami na zawsze. To był miot z którym zżyliśmy się najbardziej ze wszystkich. Spełnialiśmy w ich życiu nie tylko rolę człowieka, ale również mamy, którą straciły.
Lucy nazywałam swoją córcią, której nigdy nie miałam.
Lucy była dla nas wyjątkowa… Każdy nasz pies jest dla nas wyjątkowy, ale ona dla mnie , była tą naj…
To niesamowita przyjaciółka, wierny stróż, nieustraszona, dumna, rozważna, kiedy trzeba nieugięta. Była do samego końca głową psiej rodziny. Każdy się z nią liczył i nie próbował się jej sprzeciwić. Bardzo mądra, odważna, rozsądną, doskonała nauczycielka dla młodszych psów, a przy tym niesamowicie czuła i troskliwa. To prawdziwa Podhalanka. Jednak dla nas po prostu członek rodziny.
Zawsze radosna, uśmiechnięta, nawet jak obszczekiwała groźnie przechodniów, to odwracając się do nas uśmiechała, jakby była z tego dumna i chciała powiedzieć „Dobrze mamcia im nagadałam, co?!”
Uwielbiała się tylić, zawsze blisko człowieka, łasa na pieszczoty, ale zawsze też wiedziała, czy mamy na to czas. W Gorszych chwilach po prostu podchodziła nienachlanie i przytulała, jakby chciała powiedzieć- jestem przy Tobie, wszystko będzie dobrze. Tak przez blisko 12 lat. Nawet ostatnie dnie nie chciała nas martwić, jak zawsze była bardzo dzielna. Nie chciała nam przysparzać zmartwień. Kiedy gorzej się czuła i chciała odpocząć, nie zabiegała o uwagę, ale chodziła pod ulubiony świerk. Ostatnie wieczory jednak wyglądały nieco inaczej. Zanim rozstawaliśmy się przed nocą ona na chwilę zatrzymywała się, jakby chciała powiedzieć „A jeśli jutra nie będzie?” To były te delikatne znaki. Ostatniego wieczoru też tak było. Pożegnałam się ze wszystkimi psami jak zwykle, z nią czulej i zamknęłam drzwi, ale zmykając jeszcze zobaczyłam, że nie odeszła. Wtedy to ja pomyślałam „A co jeśli jutra nie będzie?” cofnęłam się i jak nigdy dotąd wyprzytulałam, ucałowałam. Powiedziałam, że bardzo ją kocham, tak jak byśmy mogły więcej się nie zobaczyć…
Lucy odeszła najprawdopodobniej we śnie, pod swoim ulubionym świerkiem, nie doczekawszy terminu operacji, pozostawiając nas w ogromnym bólu , zamykając pewną epokę psów z naszej hodowli.
Odeszła jako ostatnia z rodzeństwa z naszego pierwszego miotu podhala nów pod przydomkiem Michałowe Ranczo FCi
Chcemy wierzyć, że dołączyła do swoich rodziców APASZA i DORCI i do swojego rodzeństwa… Lolka, Luckiego, Leona, Leny, Lory i Luny.