
25/04/2025
Coś na co nikt nie był gotowy - nawet ja.
Agam - czyli Agama brodata.
Historia Agama jest dosyć smutna, nie ma w niej happy endu choć bardzo się starałam.
Po Agama pojechaliśmy prawie pod samą Łódź, był do oddania na olxie, bez wielu informacji na jego temat ani mojej wiedzy w zakresie gadów, opierając się tylko na niezaciekawych zdjęciach pojechaliśmy tam, zupełnie przypadkiem bo po drodze mieliśmy coś do załatwienia.
Całą drogę uczyłam się obsługi Agamy, by zapewnić gościowi dobre warunki, miał znaleźć doświadczony dom aż nadszedł moment odbioru i...
I stałam pod domem za grubo ponad dwie bańki, z wjazdem jak do prezydenta, pod domem dwie fury - nie byle jakie.
Wchodzę do środka, terrarium większe od patokawalerki we Wrocławiu czy innym Świnoujściu. Biorę na ręce gadzisława, wszystko fajnie pięknie.
Powód oddania? Bo nudny jest, oni wolą zwierzęta które coś robią. Córka właściciela stwierdziła, że teoretycznie to go nawet nie lubiła, zapominała go karmić, zajmować się nim a Agam? Agam miał tylko stać i wyglądać.
U weterynarza nie był, kupiony od kogoś przez kogoś. Wiek? Nie znany. Coś koło 10 lat gada w gadzie.
Po wejściu do samochodu, ocena jednostki gadziej: marny chlopina. Złamanie ogona, martwica ogona, niedożywienie, początki jaskry, szmery w okolicy płuc. Całą drogę maluch przesiedział mi na kolanach, oglądał jadące autka, posłuchał moich lamentów nad jego nędznym losem.
Po głębszej analizie okazało się, że przez te wszystkie lata Agam nie był naświetlany światłem dla jaszczurek, nie miał lampy grzewczej, lub nie była ona na odpowiedniej temperaturze. Stawy Agama są w nędznym stanie, zaczęłam rehabilitację gada, żeby jeszcze dać mu szansę.
Agam się poddał, nie chodzi za dużo, parę kroków to max. Nie widzi na jedno oko, nie ma apetytu, jest na karmie wspomagającej bo nie poluje, nie zje żywca. Tylne łapki odmówiły współpracy, podrugują, ale nie ma siły się odepchnąć.
Ma swoje lata, zwiedził kawałek świata, mam nadzieję, że czuje się kochany - bo staram mu się dawać mnóstwo miłości. Bardzo ludzki gad, lubi drapanie za "uchem"… głaskanie po główce, buziaczki. Niekoniecznie przepada za rehabilitacją aczkolwiek mus to mus i nie ma to tamto. Czasami jeszcze do mnie przypełza, jak by się cieszył, że jestem.
Gdy już chciałam wydać sąd ostateczny na mojego gadziego przyjaciela, ten następnego dnia dostawał wigoru. Wierzę w niego w głębi duszy, że kiedyś jeszcze stanie na łapki, został na stałe u mnie bo bała bym się go oddać.
Co gdyby znów miał być tylko dekoracją?