15/07/2025
Lekarz weterynarii powinien mieć powołanie
"Chcę zostać weterynarzem, bo kocham i chcę pracować ze zwierzętami" - to jest najczęstsza odpowiedź na pytanie "kim chcesz być gdy dorośniesz?" wśród przyszłych lekarzy. Wielu z nich marzyło o takiej pracy już od dziecka - bandażując pluszowe łapki misiów, czy robiąc "zastrzyki na niby" chorym maskotkom.
Piękny obrazek: miłość do zwierząt, chęć niesienia im pomocy i opieki, obrona przed cierpieniem, zapewnienia zdrowego życia. Jednakże smutna rzeczywistość szybko weryfikuje naiwne oczekiwania.
Weterynaria to nie tylko zwierzęta. Przede wszystkim to praca z ludźmi, a ludzie - o czym na pewno wszyscy wiedzą - są różni.
Wielu Opiekunom w gabinetach weterynaryjnych towarzyszą ogromne emocje: złość, frustracja, rozpacz, bezsilność, rezygnacja, strach, niepewność, nieufność, wyparcie.
Obawa o dobrostan Podopiecznego, wydane (często niemałe) pieniądze, czas leczenia, logistyka (podporządkowanie codzienności do potrzeb chorującego zwierzęcia), rokowania, skuteczność leczenia tworzą wybuchową mieszankę uczuć, która potrafi przesłonić racjonalne myślenie. Dodajmy do tego ogrom informacji przekazywanych przez lekarzy, techników, pracowników recepcji i mamy gotowy przepis na bombę z odpalonym lontem. Gdy dochodzi do wybuchu - ofiarami padają wszyscy znajdujący się najbliżej, a często są to właśnie pracownicy kliniki weterynaryjnej.
Chore zwierzę nie jest niczemu winne. Że jest mu niedobrze tak, że nie może jeść, a jeśli nawet uda mu się coś zjeść, to i tak wymiotuje dalej niż widzi na wszystko dookoła. Że ma lejącą i śmierdzącą biegunk i obrywają dywan i panele. Że ból towarzyszący chorobie zżera resztki sił i nie pozwala podnieść się z miejsca, więc spacer odbywa się na rękach.
Cierpienie, ból, śmierć są stałymi i nieodłącznymi elementami pracy w weterynarii, a najgorsze są przypadki, w których winę za stan zwierzęcia ponosi Jego Człowiek. Niedbalstwo, niewiedza, ignorancja, egoizm, brak odpowiedzialności, pokory i autokrytyki, to najgorsze co może spotkać zwierzę. Wielu ludzi nie widzi lub nie chce widzieć, że wielu zwierzęcym dramatom można było zapobiec.
Co ma do tego personel weterynaryjny?
Doskonale zdaje sobie sprawę z wielu przyczyn chorób zwierząt. Frustracja i bezsilność w takich sytuacjach palą żywym ogniem psychikę każdego weterynaryjnego pracownika. Równoczesne wygórowane oczekiwania i roszczeniowość Opiekunów dolewają przysłowiowej oliwy do ognia.
Zwierzę to nie maszyna, którą da się naprawić. Nie wystarczy wymiana części, trochę podokręcanych śrubek i magicznego płynu. Nie istnieją magiczne specyfiki skrzętnie ukrywane w szafkach szpitala. Lata zaniedbań, skutki chorob nabytych, czy wrodzonych, skłonności do schorzeń i inne nie zostaną odwrócone w ciągu jednego dnia. Zwierzęciu nie da się przywrócić ustawień fabrycznych. Leczenie to proces: może być szybkie, albo dłuższe lub bardzo długie i powolne. Może być nieskuteczne.
I nie zmienią tego pretensje, wybuchy złości, krzyki, oskarżenia, zastraszania czy wulgaryzmy pod adresem lekarzy, techników czy recepcji, a niestety do takich scen dochodzi częściej niż powinno.
Nie na darmo zawody weterynaryjne obarczone są najwyższym odsetkiem wypalenia, depresji i samobójstw. Nikt nie ma tyle sił, żeby walczyć równocześnie z drugim człowiekiem, dramatem zwierząt i samym sobą.
A dramaty zwierząt dotykają Nas codziennie. Rodzin Pacjentów w domach, Pracowników lecznic w szpitalach. Dni, tygodnie, miesiące terapii, która okazuje się nieskuteczna jest zawsze potężnym ciosem dla Weterynaryjnych Opiekunów.
Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Wszyscy mamy prawo do przeżywania emocji, choćby tych najtrudniejszych. Ale mamy też prawo do komfortu.
Klinika weterynaryjna nie jest areną do walk z emocjami Opiekunów. Tutaj rozgrywa się bitwa o zdrowie i życie zwierząt.