Sławomir Trzybiński - pszczelarz, matki i odkłady pszczele, miód

Sławomir Trzybiński - pszczelarz, matki i odkłady pszczele, miód Strona Gospodarstwa Pasiecznego Sławomira Trzybińskiego - pszczelarza zawodowego i publicysty.

“Nareszcie maj”, Pszczelarz Polski 5/2022No i przyszedł do nas maj, długo i z wytęsknieniem wyczekiwany najpiękniejszy m...
22/08/2022

“Nareszcie maj”, Pszczelarz Polski 5/2022

No i przyszedł do nas maj, długo i z wytęsknieniem wyczekiwany najpiękniejszy miesiąc pszczelarski. Taki radosny wstęp do artykułu o przypomnieniach dla pasieczników na ten wiosenny czas można było przez wiele dziesięcioleci znaleźć w prasie pszczelarskiej. Ale dziś podchodzimy do wiosny, tego najpiękniejszego cudu natury z dużą rezerwą. Kilka ostatnich lat nauczyło nas, że nie zawsze wiosną jest wiosna, a maj jest umajony miododajnym kwieciem.

Porady na maj dotyczyły pierwszych miodobrań, w dobrze prowadzonej pasiece przynajmniej dwóch, zapobiegania nastrojowi rojowemu, szybkiego powiększenia gniazd ramkami z węzą, tworzenia odkładów, poddawania pierwszych matek. Te prace najbardziej cieszą pszczelarzy i oby tak było w bieżącym sezonie. Niestety, ostatnie anomalie klimatyczne i idące za nimi zmiany pogody mocno zmieniły kalendarz prac pasiecznych. Praktyczne porady z wcześniejszych numerów “Pszczelarza Polskiego” nie dawały się zastosować. To, co kiedyś było normą, w sezonie z nietypową pogodą musi być zmodyfikowane. Dlatego planując majowe czynności w pasiece musimy mieć na myśli przynajmniej dwa scenariusze.

Pierwszy to ten zawsze opisywany w prasie pszczelarskiej, z normalną wiosną. Taką z wcześnie przychodzącym ciepłem, z wynikającym z tego szybkim rozwojem rodzin, z zatrzęsieniem dających miód i pyłek kwiatów w otoczeniu pasieki. Niestety, gdy powstaje ten artykuł, (połowa kwietnia), już wiemy, że może się to nie sprawdzić. Znów wiosna się spóźniła i przejść trzeba do drugiego scenariusza, tego właściwego dla ostatnich lat. Pogoda nie od nas zależy, ale na każdą musimy być przygotowani. Temperatury w okolicach 10 stopni, szarugi bardziej przypominające listopad niż polską wiosnę i krótkie przebłyski słońca co kilka dni. To najbardziej pesymistyczny scenariusz na maj, ale i z takim żyć trzeba. Zbiory wtedy będą mniejsze niż w sezonie normalnym pod warunkiem, że spełnimy jeden warunek: nasze pszczoły muszą być na to przygotowane. A będzie tak, gdy do zimy poszły silne rodziny i są w nich młode matki dające nierojliwe, pracowite potomstwo. Takie pszczoły nie będą wchodzić w nastrój rojowy, a w krótkich chwilach ładnej pogody przyniosę miód nie tylko dla siebie, ale i dla nas. Na taką ewentualność zdrowe i silne pszczoły są najlepszym rozwiązaniem. Jakie rodziny poszły do zimy, to zależy tylko od sumienności opiekującego się nimi pszczelarza.

Załóżmy jednak optymistycznie, że koniec kwietnia i my będą ciepłe, a naszym pszczółkom pożywienia nie zabraknie. Nie powinno im wtedy brakować miejsca na budowę plastrów, czerwienie i gromadzeniem miodu. Żeby mogły pracować i rozwijać się, ale nie roić, bo to ani im, ani nam nie jest potrzebne.

Właśnie przeciwdziałanie nastrojowi rojowemu jest ważną umiejętnością oczekiwaną od pszczelarza wiosną. Pszczoły, tak jak każdy gatunek zwierząt (łącznie zresztą z ludźmi) mają w swojej naturze chęć do rozmnażania się i pozostawienia po sobie potomstwa. Bez tego popędu gatunek przepadłby w pomroce dziejów. U pszczół polega to na rozwoju nastroju rojowego i wyjściu jednego albo kilku rojów. Dla nas jest to zjawisko niepotrzebne. Ta samowola naszych podopiecznych wprowadza zamęt w organizacji pracy, zwiększa koszt prowadzenia pasieki, zmniejsza ilość pozyskanego miodu i innych produktów. Jednym słowem nie potrzebujemy naturalnego, spontanicznego rozmnażania naszych pszczół. Jeśli chcemy rozbudować pasiekę, zrobimy to prostymi metodami, dokładnie kierując procesem pomnażania rodzin.

Różnie to jednak wychodzi. Zdarza się, że pszczelarze na pierwszomajowym grillu chwalą się, że już pod koniec kwietnia złapali rój. Chwała Bogu, jeśli to był rój przybyły od sąsiada. Trzeba się pszczółkami zaopiekować, zapewnić im domek, zadbać o zdrowie i jak najszybciej wymienić matkę. Gorzej, gdy wyroiły się nasze pszczoły. Nie ma się wtedy czym chwalić, tylko trzeba skorygować swoje dotychczasowe poczynania w pasiece. Głównym bowiem powodem szybkiego wychodzenia pszczół w nastrój rojowy jest przekazywana genetycznie nadmierna ich rojliwość. Najważniejszą pracą czekającą takiego pszczelarza-rojownika w tym sezonie będzie wymiana matek na pochodzące z hodowli, przekazujące potomstwu cechy przydatne gospodarczo. Do tych cech duża rojliwość nie należy i nigdy u nas się nie przyda. Wpływa na nią też wiek matek. Chętniej roją się rodziny ze starymi matkami, więc od teraz będziemy trzymać w naszych ulach matki nie starsze niż dwuletnie. Matka trzyletnia składa o połowę mniej jajeczek niż jednoroczna i jej możliwości wydzielnicze są znacznie mniejsze, z czego wynikają dwa następstwa. Po pierwsze, w rodzinie będzie dużo mniej pszczół niż w tej z matką młodą, przez co i przyniesie ona znacznie mniej miodu. Po drugie, rodzina będzie słabiej integrowana przez swoją matkę i pszczółki będą niespokojne, bardziej agresywne i skłonne do rójki, ale też mniej pracowite.

Bywa, że pszczelarz prowadzi do swoich rodzin młode matki pochodzące właśnie z pasieki hodowlanej lub odchowane przez siebie z “porządnego” materiału. W pierwszym i drugim roku ich użytkowania towarowego jest wszystko dobrze. Pszczoły są pracowite, łagodne, spokojnie chodzą po plastrach. Pracują wydajnie i nie w głowie im nastrój rojowy, mimo różnych zawirowań pogodowych. Gdy matki skończyły piękny wiek dwóch lat, postanawia je zostawić na jeszcze jeden rok, gdyż cały czas ładnie czerwią. Przychodzi kolejny sezon i co się okazuje. Rozwój nie jest tak dynamiczny jak przed rokiem. Na rzepak nie wszystkie rodziny są bardzo silne, trzeba by część z nich zasilić, ale nie ma z czego! Z końcem kwietnia pojawiają się miseczki na mateczniki rojowe i matka je zaczerwia. A przecież pogoda dopisuje i rzepak kwitnie w najlepsze. Gdy troszkę się ochłodzi, do ula zajrzeć nie można, tak pszczoły się “wściekają”, a przecież matki są te same co przed rokiem, bo mają znaczniki. Nie we wszystkich wprawdzie rodzinach, w około trzeciej części pasieki są nowe matki, bez znaczników. Skąd się one wzięły? Dobre pszczoły po prostu wymieniły matki w drugiej części minionego sezonu, bo te stare, wyeksploatowane, już im nie odpowiadały. Ale w pozostałych rodzinach nie jest tak różowo. Dojdą one do siły dopiero a na akację, chociaż pewnie wcześniej się wyroją. No i zbiory w tym roku mamy z głowy. A przecież nie wymienimy na początku maja matek, bo są niedostępne. Jeśli to zrobimy w czerwcu, to i tak sezon będzie już stracony. Dlatego na dobrym materiale hodowlanym nie można oszczędzać, to się po prostu nie opłaci.

Ale to nieprzyjazny scenariusz, my naszej pasiece dbamy o jakość pogłowia i kondycję matek i nic złego na razie się nie wydarzyło. Jak to w maju być powinno, pszczoły są silne i pięknie pracują na wiosennych kwiatach. W połowie pierwszego pożytku towarowego będzie trzeba podjąć działania, by pasieka pozostała przez kolejne tygodnie pod naszą kontrolą i skutecznie wykorzystała kolejne pożytki. Inaczej postępujemy, gdy spodziewamy się jeszcze jednego wczesnoletniego pożytku na początku czerwca, a potem już pszczoły nie będą miały wiele do zrobienia. Jeśli natomiast i w czerwcu, i w lipcu, a może nawet w sierpniu będą miały z czego zbierać to wdrażamy najbardziej intensywny sposób gospodarowania.

W tym pierwszym modelu, kiedy po rzepaku (lub innym wiosennym pożytku) będzie jeszcze akacja lub malina, a potem już niewiele, musimy opanować żywiołowe czerwienie matek. W drugiej połowie czerwca nie będzie już potrzeba tak dużo pszczół jak wcześniej. Dlatego na miesiąc przed końcem tego ostatniego pożytku zamykamy matki w trzyramkowych izolatorach z kraty odgrodowej. Na pewno nie będą z tego zadowolone, ale to nie jest nasz problem. Dla nas najważniejsze, by nie naprodukować kosztem wiosennego wziątku ogromnej ilości pszczół, które już niedługo nie będą miały co robić. Roiłyby się albo głodowały od połowy czerwca, ale miodu już nie przyniosą. Matkę wypuścimy po pożytkach, zabierzemy izolator, odwirujemy miód i pszczoły nakarmimy. Jeśli matka pracuje już dwa sezony, wymienimy ją na młodą. Cały lipiec i sierpień będziemy mieć na przygotowanie pszczół do zimy. Tak, by na wiosnę rodziny były bardzo silne, bo przecież pasieka korzysta wczesnych pożytków towarowych.

Drugi scenariusz jest bardziej zachęcający, a to dlatego, że oprócz wiosennych będziemy w nim mieć jeszcze letnie pożytki. Facelia, lipa, gryka, ogórecznik, przegorzan, wrzos, nawłoć, spadź - to wszystko czeka z wytęsknieniem na pszczelarza i jego pszczoły. Ale niewiele z tego wyjdzie, jeśli nasza pasieka zacznie się roić po rzepaku, a to jest możliwe nawet przy najlepszych matkach. Zwłaszcza może mieć miejsce po załamaniu pogody, które ostatnio wiosną staje się normą. Z najsilniejszych rodzin robimy zatem silne odkłady, jeszcze przed końcem pożytku rzepakowego. Pszczoły się nie wyroją, tylko będą skrzętnie pracować do jego końca i z wielką ochotą przystąpią do pracy na kolejnym. Pożytki czerwcowe są na tyle obfite, że silne rodziny z młodymi matkami nie zdążą pomyśleć o rójce. Pszczoły mają za dużo roboty i nie rozmnażanie im w głowie, tylko gromadzenie miodu. Ale matki czerwią cały czas, z czego nie wyniknie nic złego. Zaraz po późnowiosennym pożytku akacjowym albo malinowym zakwitną kolejne rośliny i dla pszczół pracy nie zabraknie. A my mamy tylko jedno zadanie: odbierać miód, dawać węzę i cieszyć się, że nasze podopieczne są szczęśliwe. Bo pszczoły cieszą się najbardziej wtedy, gdy mają dużo pracy, tak samo zresztą jak pszczelarz.

Sławomir Trzybiński

Efekty wczorajszego wiatru. Przez wiele lat zdarzały się pojedyncze zrzucone daszki, wiatr przewrócił kilka uli w roku l...
18/02/2022

Efekty wczorajszego wiatru.
Przez wiele lat zdarzały się pojedyncze zrzucone daszki, wiatr przewrócił kilka uli w roku lub drzewo runęło na pasiekę.
Zniszczenia na taką skalę widzę pierwszy raz w życiu i mam nadzieję że ostatni. W miejscowości obok kilkanaście budynków jest uszkodzonych, trzy stodoły przestały istnieć i duża część lasu została dosłownie wycięta.
Styropianowe daszki przeleciały nad płotem a ich kawałki leżą 200 metrów dalej. Przez kilka godzin udało nam się doprowadzić pasiekę do porządku, każdy ul ma teraz na daszku kilka ciężkich kamieni. Czekamy na to co przyniosą najbliższe dni....

Powiem wiosny wykorzystany w 100%. Jak co roku polaliśmy wszystkie rodziny roztworem kwasu szczawiowego i w nowy sezon w...
16/02/2022

Powiem wiosny wykorzystany w 100%. Jak co roku polaliśmy wszystkie rodziny roztworem kwasu szczawiowego i w nowy sezon wchodzimy bez warrozy.
Leszczyny zakwitły, pszczółki latają i co najważniejsze żyją bez większych strat zimowych. Wtapiamy węzę i czekamy na nowy sezon.
Jak wygląda sytuacja w waszych pasiekach?

"Co nam przyniósł ten rok", "Pszczelarz Polski" 12/2021 Wraz z kończącym się rokiem przypomnijmy sobie, jaki był i co by...
08/02/2022

"Co nam przyniósł ten rok", "Pszczelarz Polski" 12/2021

Wraz z kończącym się rokiem przypomnijmy sobie, jaki był i co było w nim dobrego i złego, tak w pasiekach jak i w otaczającym je świecie. Bo trochę się działo, co prawda nie tak wiele jak w polityce czy gospodarce, ale jak na niewielką pszczelarską społeczność bardzo dużo.
Najpierw to co złe. A więc pogoda, na którą niestety nie mamy wpływu i szczęśliwie nie ma kogo o nią obwiniać. Zwłaszcza chodzi tu o wiosnę, której tego roku zabrakło. Po wyjątkowo jak na współczesne czasy mroźnej i śnieżnej zimie na próżno oczekiwaliśmy ocieplenia. Nie tylko marzec i kwiecień, ale i maj były bardzo zimne. W tych warunkach wiosenny rozwój był bardzo powolny do tego stopnia, że wiele rodzin pod koniec maja miało taką samą kondycję jak w końcówce lutego. Zrozumiałe, że takie pszczoły nie mogły się wykazać nawet wtedy, gdy zrobiło się ciepło. Stała poprawa pogody przyszła dopiero na początku czerwca. Pszczoły z nielicznych silnych rodzin bezzwłocznie wyruszyły do pracy, ale te słabsze dopiero zaczęły odbudowywać swoją kondycję. I te silne pszczółki już nie chciały się roić, gdyż w czerwcu nastrój rojowy nie jest tak groźny jak w maju. Nie pozwalały zresztą na to spóźnione pożytki. Z najsilniejszych rodzin pszczelarze wzięli dużo miodu, mało tego nie był to miód pierwszy. Już w maju, mimo uporczywego zimna, te najlepsze pszczoły dały po nadstawce miodu, podczas gdy pozostałe, słabsze tyle że przeżyły.
Nauczka stąd, że zimować należy silne rodziny. Pół biedy, jeżeli trafi się wczesna i ciepła wiosna. Wtedy jest dużo czasu by odbudować kondycję "słabeuszy" jeszcze przed zakwitnięciem rzepaku. Matki wiosną chętnie i obficie czerwią, do tego można stosować zasilanie czerwiem i pszczołami z rodzin silnych. Miejmy jednak na uwadze, że taka późna wiosna jak ostatnia może się powtórzyć i po niewłaściwym zazimowaniu pasieki wczesne zbiory nam przepadną.
Na szczęście z końcem maja pogoda się poprawiła i potem już było z górki. Akacje pszczelarzy nie zawiodły, a lipa i gryka, choć nie wszędzie rewelacyjne, to jednak trochę miodu dały. W efekcie niejeden pszczelarz określa rok jako dobry, a niektórzy nawet mówią o nim, że był rekordowy. Nie było zatem najgorzej i teraz z nadzieją czekamy na kolejny sezon. Pszczółki zazimowane, nakarmione, a warroza zwalczona ponieważ ciepło trwające do końca października pozwoliło wykonać skuteczne przeciw niej zabiegi. Miód w cenie i coraz lepiej się sprzedaje, gdyż moda na naturalne produkty nie słabnie. Jednym słowem żyć, nie umierać.
Co jeszcze dla nas ważnego? Oczywiście pszczelarskie sprawy w krajowej polityce. Po raz pierwszy od początku istnienia polskiego państwa dostaliśmy realną dopłatę gotówkową na utrzymanie naszych pszczółek. 20 zł na ul to nie dużo, ale dotychczas nie było nawet tego. To niewątpliwa zasługa pracy zarządu Polskiego Związku Pszczelarskiego. Uparte i profesjonalne działania naszych przedstawicieli dały długo oczekiwany efekt. Poszczęściło się nam z ministrem. Pan Grzegorz Puda to pierwszy szef resortu rolnictwa w pełni rozumiejący potrzeby pszczelarzy, rolnictwa i środowiska. Niestety, w chwili gdy powstaje ten artykuł stanowisko ministra piastuje już kolejna osoba. Jak będzie się układać nam dalsza współpraca, czas pokaże.
Krajowy Program Wsparcia Pszczelarstwa na kolejne lata, 2023 – 2027, został utrzymany w prawie niezmienionym kształcie. To dobrze, gdyż do tego systemu się przyzwyczailiśmy i organizacje pszczelarskie radzą sobie z nim całkiem nieźle. Mało tego, kolejne pieniądze dla pszczelarzy mają samorządy. Jest ich coraz więcej i finansowane są różne pomysły, w większości dla nas bardzo cenne, jak zakup sprzętu pasiecznego, pożywienia dla pszczół czy nasadzenia drzewek i krzewów miododajnych. Z kolei w przesłanym właśnie do Brukseli (9 listopada) Krajowym Programie Strategicznym znalazła się propozycja dodatkowych dopłat bezpośrednich do uprawy mieszanek pszczelarskich roślin pożytkowych. Rok zatem udany, a nam pozostaje strzec spokoju naszych przyjaciółek na pasieczyskach i oczekiwać udanego kolejnego sezonu.

Sławomir Trzybiński

Z końcem roku w centralnej Polsce zawitała wiosenna pogoda. Jest to idealny moment na zwalczenie warrozy. Przy takiej te...
31/12/2021

Z końcem roku w centralnej Polsce zawitała wiosenna pogoda. Jest to idealny moment na zwalczenie warrozy. Przy takiej temperaturze możemy śmiało zastosować zabieg oddymiania Apiwarolem.
Szczęśliwego Nowego Roku dla wszystkich miłośników pszczół, zdrowia i jeszcze raz zdrowia oraz normalnej i ciepłej wiosny w nadchodzącym sezonie.
Z nowym rokiem planujemy powrócić do systematycznej aktywności na profilu.

Jak co roku świadczymy usługę zapylania w sadzie czereśniowym. Pszczoły wykorzystują każdą słoneczną chwilę. Łatwo można...
04/05/2021

Jak co roku świadczymy usługę zapylania w sadzie czereśniowym. Pszczoły wykorzystują każdą słoneczną chwilę. Łatwo można zauważyć opóźnienie w rozwoju roślin w stosunku do lat poprzednich. W tym roku późniejsze odmiany dopiero będą rozpoczynały kwitnienie. Dla porównania: w roku 2019 drzewa przekwitły pod koniec kwietnia, a 2 maja zabraliśmy ule z sadu.

Kukurydza i pszczołyZasadniczy wpływ na wielkość produkcji pasiecznej ma dostępność pożytku. O tym wiedzą wszyscy pszcze...
15/04/2021

Kukurydza i pszczoły

Zasadniczy wpływ na wielkość produkcji pasiecznej ma dostępność pożytku. O tym wiedzą wszyscy pszczelarze i starają się swoje pszczoły trzymać tam, gdzie jest dużo roślin dostarczających nektaru lub spadzi. Do tego zwracamy uwagę na przepszczelenie.

Chodzi o to, by w jednym miejscu nie było zgromadzonych zbyt wielu rodzin pszczelich. Jedna rodzina spożywa na swoje potrzeby życiowe około 100 kg miodu (lub innego pokarmu cukrowego) rocznie. Trzeba to brać pod uwagę planując ustawienie pasieki i gospodarstwo zaplanować tak, by dostępnego wziątku wystarczyło zarówno dla pszczół, jak i dla pszczelarza. A to dlatego, że nadwyżkę ponad wspomniane 100 kg odbierzemy my w trakcie miodobrania.

Rzecz dotyczy nie tylko naszych pszczół, w okolicy mogą też znajdować się pasieki innych pszczelarzy. Pożytki nie występują przez cały sezon i zapewne w niektórych okresach pszczoły trzeba będzie karmić. To nie wszystko, do życia pszczoły potrzebują też pokarmu białkowo - witaminowego, a takim jest pyłek. Jedna rodzina spożywa go od 30 do nawet 50 kg rocznie. Trzeba więc przyjrzeć się roślinom dostarczającym wrzątku tak nektarowego, jak i pyłkowego na obszarze o promieniu 1,5 km wokół pasieki. Taki jest bowiem produkcyjny zasięg lotu pszczół - zbieraczek. Ten teren obejmuje powierzchnię około 7 km2, czyli 700 ha.

Robiąc taki plan pokarmowy coraz częściej napotykamy problem, którego do niedawna nie było. Otóż warunki pożytkowe na wielu terenach stają się coraz gorsze. Dzieje się tak wraz z postępującą intensyfikacją rolnictwa. Nie dość, że zmniejsza się różnorodność roślin uprawianych na polskiej wsi, to jeszcze rolnicy coraz lepiej “przykładają się” do swojej pracy i stwarzają swoim uprawom coraz lepsze warunki bytowe. To coraz bardziej skuteczne niszczenie chwastów, które do niedawna stanowiły ważną bazę pożytkową dla naszych pszczół. Dla przykładu, dawno minęły czasy, gdy pasieki były zagrożone wytruciem przy okazji oprysku ziemniaków na stonkę. Niegdyś w ziemniakach rosło dużo chwastów, z których rzodkiew świrzepa i gorczyca polna były ważnym źródłami pożytku. Teraz chwastów nie ma, zresztą uprawy ziemniaków zajmują 10 razy mniej areał niż przed 40 laty. Nie uprawia się saradeli wsiewanej w żyto, która nie zawsze dawała miód towarowy, ale podtrzymywała rodziny pszczele przy życiu w okresie bezpożytkowym, w drugiej części sezonu. Nie uprawia się innych roślin motylkowych (klasyfikowanych obecnie pod nazwą bobowatych), które stanowiły niezły pożytek pszczeli. W zbożach są niszczone chemicznie chabry bławatki, stanowiące do niedawna główny pożytek dla wielu pasiek gospodarujących na terenach wiejskich o ubogich glebach. To wszystko musimy brać pod uwagę planując produkcję i organizację prac pasiecznych. Pamiętajmy też o wpływie pogody na możliwości pracy naszych pszczół.

Prowadzenie pasieki wymaga zatem od pszczelarza dużo więcej uważności, a także wiedzy, niż przed laty. Nieraz jesteśmy zdziwieni, że pszczoły nie przyniosły miodu, przestały się rozwijać, a czasem zaczęły głodować w czasie, w którym kiedyś to się nie zdarzało. Kiedyś nie, ale obecnie któregoś z niegdysiejszych pożytków może nie być, może też popsuć się pogoda.

Za to nowoczesne rolnictwo daje nam inne możliwości. Ogromne obszary upraw, których jeszcze niedawno nie było, pozwalają uzyskać dużą produkcję. Rzepak, facelia, gryka, ogórecznik, niektóre zioła i plantacje nasienne warzyw zapewniają duże zbiory miodu pod warunkiem właściwego przygotowania pszczół do ich wykorzystania i zastosowania gospodarki wędrownej. Wymienione rośliny dostarczają nektaru i pyłku, ale są też rośliny oferujące tylko pożytek pyłkowy. Obecnie najważniejszą taką rośliną rolniczą jest kukurydza. Przez pszczelarzy nie dostrzegana, na wielu terenach rolniczych stanowiąca nawet połowę lub więcej zasiewów. Są już gospodarstwa, które uprawiają tylko kukurydzę i trwałe użytki zielone z myślą o żywieniu krów mlecznych. Są i takie, które co roku uprawiają tylko tę roślinę na ziarno. Nic w tym dziwnego, już od kilku lat uprawa ta się opłaci. Co prawda w kukurydzy nie uświadczysz żadnych chwastów, nie jest też ona pożytkiem nektarowym. Za to bardzo dobrze byli i to w okresie, gdy inne pożytki pyłkowe się kończą. Zakwita w pierwszej dekadzie lipca i kwitnie około 10 dni. To wystarczający czas, by silne rodziny zgromadziły nawet po kilka plastrów z pierzgą. A kwitnie kukurydza zarówno ta uprawiana na ziarno, jak i na kiszonkę. Wbrew pozorom pyłek kukurydzy ma dużą wartość pokarmową dla pszczół, na co zwrócono uwagę już w połowie ubiegłego wieku. Pszczoły formują z niego duże jasnożółte obnóża i chociaż bardzo dużo pyłku porywa wiatr, to ze względu na wielki areał tej rośliny i wysoką wydajność pyłkową wystarczy go dla wszystkich pasiek w okolicy. Wydajność pyłkowa to około 170 kg z 1 ha. To więcej niż wydajność rzepaku (100 - 150 kg pyłku) i połowa wydajności mniszka lekarskiego (300 kg pyłku z 1 ha), który jest najlepszą rośliną pyłkodajną w Polsce. Informacje o wyjątkowej wydajności pyłkowej kukurydzy ukazały się w pszczelarskiej prasie w USA i w Niemczech już pod koniec lat 70-tych minionego wieku. W Polsce ta roślina wtedy wchodziła dopiero do szerszego użytkowania i nie mieliśmy własnych doświadczeń. Obecnie i nasi naukowcy zaczynają się nad nią pochylać.

Mamy więc w naszym kraju pyłek właśnie w tym czasie, kiedy jest on niezbędny dla pszczół, bo to w lipcu w większości pasiek matki powinny rozpoczynać intensywne czerwienie na pszczoły zimowe. To z jajeczek wtedy złożonych wychowane będą pszczoły, których zadaniem jest przetrwanie długiej zimy, a potem wykarmienie pierwszego wiosennego pokolenia ich młodszych sióstr. Oczywiście pyłek potrzebny jest i w innych okresach. Najwięcej spożywa go rodzina pszczela wiosną, bo wtedy jest najwięcej czerwu. Bardzo ważny jest pyłek na przedwiośniu i powinien się on znaleźć w zapasach zimowych. Tutaj nasza poczciwa kukurydza nie pomoże, ale od czego są późne pożytki, które powinny być dostępne każdej pasiece. Najpowszechniejsza jest wtedy gorczyca uprawiana w poplonach i nawłoć stanowiąca dla wielu pasiek bardzo ważny pożytek towarowy.

Ale pszczelarze często obserwują właśnie wtedy, w momencie kwitnięcia kukurydzy, załamanie rozwoju rodzin. Matki przestają czerwić i niejeden pasiecznik jest przekonany, że z jakiegoś powodu zginęły w rodzinach. Zdarza się, że pszczelarz poddaje nowe matki do rzekomo bezmatecznych rodzin, oczywiście niepotrzebnie. Matki w ulach są, ale przezstały czerwić, bo skończył się pożytek nektarowy. Poddana matka nie zostanie przez pszczoły przyjęta, co tym bardziej przekonuje pszczelarza, że w przyrodzie dzieje się coś złego. Oczywiście pszczoły nie przynoszą pyłku i można wyciągnąć wniosek, że to wszystko przez brak właśnie pożytku pyłkowego.

Ale tak naprawdę, to sytuacja w rodzinie pszczelej jest trochę inna. Pszczelarz odebrał “po lipie” ostatni miód i albo nie zostawił w gnieździe żadnych zapasów, albo pozostawił ich niewiele. Jeżeli zapasów nie ma, to pszczoły głodują i matki na pewno nie zaczną czerwić. Jeśli pokarm miodowy jest, ale nie ma żadnego pożytku, to też czerwienie ustaje i rodzina przestaje się rozwijać. Pszczelarz oczekuje, że pszczoły “coś” sobie przyniosą, ale one nie mają z czego. Co innego kiedyś. Po lipie na polach było mnóstwo chwastów dostarczających pożytku, były seradele wsiewane w żyto i zakwitające zaraz po żniwach... Teraz nie ma nic i pszczoły są zdane na łaskę swojego opiekuna. Naprawdę nie trzeba im dużo, wystarczy tylko dać każdej rodzinie po 3 - 4 litry syropu, zależnej od jej siły. Wtedy okaże się, że problem przestał istnieć. Matki czerwią, a pszczoły gromadzą pyłek i to w takich ilościach, że może go nawet zostanie na zimę.

Obecnie prowadzenie pasieki to przedsięwzięcie trudniejsze niż przed laty. Kiedyś pszczoły po prostu żyły i nie potrzebowały szczegółowej opieki człowieka. Dzisiaj mamy warrozę, z którą sobie nie poradzą i gorsze warunki pożytkowe niż kiedyś. Do tego dochodzą anomalie pogodowe, ot chociażby takie jak w minionym roku: najpierw bardzo długie chłody, później susza. Nasze pszczoły mogą wymagać częstych interwencji właśnie w tych trudnych momentach, które zdarzają się już prawie w każdym roku. O tym musi pamiętać każdy pszczelarz, nie tylko ten młody, który starych, dobrych czasów nie zaznał. Często pszczelarze z wieloletnim doświadczeniem bywają zaskoczeni nietypowym zachowaniem pszczół, które niegdyś się nie zdarzały. To wszystko można wytłumaczyć, należy tylko bacznie obserwować otaczający nas świat i kojarzyć, jaki on może mieć wpływ na biologię rodziny pszczelej.

Sławomir Trzybiński

Przygotowania do sezonu trwają. Ule wczoraj zakupione w Hurtownia Sprzętu Pszczelarskiego "Lyson" Poznań już poskręcane ...
23/03/2021

Przygotowania do sezonu trwają. Ule wczoraj zakupione w Hurtownia Sprzętu Pszczelarskiego "Lyson" Poznań już poskręcane czekają na pierwsze odkłady.

Nawłoć jest dla nas jak manna z niebaŻywienie jest najważniejszym czynnikiem mającym wpływ na wielkość produkcji zwierzę...
20/03/2021

Nawłoć jest dla nas jak manna z nieba

Żywienie jest najważniejszym czynnikiem mającym wpływ na wielkość produkcji zwierzęcej. Dlatego zawsze poszukujemy najlepszych pożytków i nie wnikamy zbytnio: dobrze to czy źle, że w dane miejsce pszczoły latają lub je tam przywieźliśmy. Jeśli mają wystarczająco dużo wziątku dla siebie i dla nas, to cóż złego może się wydarzyć.

I właśnie ten temat został poruszony w styczniowym numerze “Pszczelarza Polskiego”, w artykule Ludwiki Tomali z PAP - Nauka Polska. Przedstawione jest tam opracowanie dr Magdaleny Lendy z Instytutu Ochrony Przyrody Polskiej Akademii Nauk oraz z australijskiego uniwersytetu w Queensland, o wykorzystaniu pożytku z nawłoci i wszystkich tego konsekwencjach. Dla nas nawłoć to prawdziwa “kopalnia złota”, doskonały pożytek tak towarowy, jak i rozwojowy. Dostarcza zarówno nektaru w rekordowych ilościach, jak i pyłku. W nektarowaniu dorównuje najlepszym roślinom miododajnym i jej wydajność z hektara dochodzi do 900 kg. To tyle co przegorzany, trędowniki, kłosowce i trojeść. W produkcji pyłku nie ustępuje nawet mniszkowi, najlepszemu pożytkowi pyłkowemu w Polsce (300 kg z ha). Pszczoły przynoszą z niej dużo miodu, którego część można śmiało zostawić na zimę. Zarówno potężny przypływ nektaru w drugiej połowie lata (kwitnie bowiem nawłoć od połowy sierpnia nawet do końca września), jak i dostatek pyłku, pozwalają rodzinom wykorzystującym ten pożytek wzmocnić swoją kondycję przed zimą. Pozostają dwa problemy: zwalczenie warrozy, które trzeba przełożyć na inną porę niż sierpień-wrzesień, oraz uzupełnienie zapasów zimowych. Warrozy w rodzinach nie powinno być, a w pasiece pracującej na nawłoci skuteczne zabiegi można przeprowadzić przed tym pożytkiem, mówiąc po naszemu “po lipie”, oraz później, po odebraniu miodu nawłociowego. Ze względu na zagrożenie ponowną inwazją pasożytów do ostatnich lotnych dni jesieni, zabieg leczniczy ponawiamy w listopadzie lub jeszcze później. Jeśli zaś chodzi o dokarmienie, to realizujemy je też po nawłociowym miodobraniu, podając silnym, częściowo zaopatrzonym już w zapasy rodzinom gęsty, gotowy syrop w odpowiedniej ilości.

Nawłoć jest dla nas bardzo ważnym pożytkiem. Otóż do niedawna dla większości pasiek pożytek towarowy kończył się na lipie albo nawet wcześniej, na akacji. Potem już nie było nic i kto nie wziął dużo miodu wiosną, ten kończył sezon wraz z rozpoczęciem kalendarzowego lata. Nawłoć dała ogromną szansę tysiącom polskich pasiek. Pasieki, nawet te najmniejsze to przedsiębiorstwo produkcyjne, a pszczoły są utrzymywanymi przez nas zwierzętami gospodarskimi, które mają dla nas pracować. Potencjał pszczół w okresie bezpożytkowym nie jesty wykorzystany i nie chodzi o to, że one się wtedy nudzą, lecz mogą głodować, względnie trzeba ponosić koszty ich bezproduktywnego utrzymania. Spadła nam więc nawłoć jak manna z nieba i poprawiła rentowność wielu pasiek znakomicie.

Miód nawłociowy nie jest żadnym cudownym miodem. Jest inny niż rzepakowy, akacjowy, gryczany lub lipowy. Co nie znaczy, że któryś z wymienionych jest lepszy lub gorszy niż pozostałe. Wszystkie miody są doskonałymi produktami spożywczymi pochodzenia zwierzęcego, miód nawłociowy też. Nie są lekami, ale są produktami spożywczymi wspomagającymi leczenie. Nie są lekami, ponieważ nie zostały zarejestrowane we właściwym do tego urzędzie jako produkty lecznicze. Nie są lekami, mimo że znamy przypadki ich leczniczego działania w terapii niektórych chorób. Ze względu na specyficzny swój skład bardzo wzmacniają organizm, w określonych warunkach działają bakteriostatycznie i bakteriobójczo, dostarczają też mnóstwo różnych substancji o prozdrowotnym dla nas działaniu. Jeśli ktoś choruje, to nie dlatego, że jadł miód, lecz jadł go za mało albo nie jadł wcale. Szczegółowe dociekania zostawmy jednak apiterapeutom, ale stwierdzenie, że to nie miód szkodzi zdrowiu, lecz jego brak w diecie, jest ze wszech miar uzasadnione (oczywiście z wyłączeniem niektórych chorób).

To wszystko dotyczy też miodu nawłociowego. Nic więc dziwnego, że poszukujemy tego pożytku i jeśli się tylko da, korzystamy z niego. A jest się na czym oprzeć, gdyż nawłoci w Polsce przybywa i to bynajmniej nie za sprawą pszczelarzy! Ktoś kiedyś sprowadził z Ameryki Północnej nawłoć późną i kanadyjską, czyli gatunki nawłoci które ze względu na swoją wartość użytkową najbardziej nas interesują. Sprowadzono je jako rośliny ozdobne, podobne do ślicznej, delikatnej mimozy. Spodobały się one naszym pszczołom miodnym i cóż na to można poradzić? Nawłoć okazała się niezmiernie ekspansywna i zaczęła zajmować coraz to nowe tereny. Winni temu nie są pszczelarze, gdyż nie oni ją rozsiewali w całym kraju. To wina jej natury: wyjątkowej plenności i braku naturalnych ograniczeń. No i oczywiście zasługa naszej gospodarki, nawłoć bowiem porasta tereny niezagospodarowane, ruderalne i nieużytki. To nie pszczelarze są winni temu, że masa gruntów, zwłaszcza w miastach i osiedlach, pozostaje niezagospodarowana. To tam pleni się nawłoć, bo przecież nie na polach uprawnych, trwałych użytkach zielonych, w lasach czy wystrzyżonych przydomowych ogródkach. Pszczelarze nie mogą wziąć odpowiedzialności za zagospodarowanie porzuconych terenów nie należących do nich. A szkoda, bo nam bardzo by zależało, by w gestię pszczelarzy skupionych w kołach, związkach i stowarzyszeniach oddano te grunty z możliwością ich pszczelarskiego użytkowania. I oczywiście z pieniędzmi umożliwiającymi takie działanie, tak jak rolnicy otrzymują wsparcie na prowadzenie swojej produkcji rolniczej. Wtedy zamiast wszędobylskiej i ekspansywnej nawłoci moglibyśmy siać tam dla naszych pszczół facelię, nostrzyk, przegorzan, ogórecznik, sadzić akacje, lipy, ewodie i kolkwicje.

Zauważmy, że z wymienionych tutaj roślin tylko lipa jest naszym rodzimym gatunkiem.

Sławomir Trzybiński

fot. MK

Adres

Łęka 2
Koscielec
62-604

Telefon

+48501432752

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Sławomir Trzybiński - pszczelarz, matki i odkłady pszczele, miód umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Sławomir Trzybiński - pszczelarz, matki i odkłady pszczele, miód:

Widea

Udostępnij