24/02/2023
Tekst opublikowany na KOToteka
Zwykle udostępniamy tutaj pastelowe zdjęcia, na których zdrowe (a przynajmniej leczone), zaopiekowane koty o lśniących futerkach dumnie pozują naszym wolo-fotografom. Takie zdjęcia lubimy najbardziej. Wiemy, że z jednej strony to trochę – jakkolwiek nieładnie to zabrzmi – ‘marketing’, bo dobrej jakości, wyraźne zdjęcia z pięknie przedstawionymi zwierzakami mocniej skupiają na sobie uwagę, a jeśli już uda nam się przykuć Waszą uwagę, to może... może udostępnicie nasz post adopcyjny albo zostawicie nam reakcję lub miły komentarz? Z drugiej strony etap sesji fotograficznej to taka wisienka na torcie. Koty które do nas trafiają nierzadko przechodzą drogi długie, kręte i wyboiste, piękna sesja oznacza, że już nadchodzi czas poszukiwań upragnionego domku. Dla nas te zdjęcia to również piękne pamiątki po kotach, do których nierzadko mocno się przywiązujemy, a rozsądek podpowiada, że jednak nie możemy zaadoptować ich wszystkich 😉
Dziś jednak pokazujemy coś trochę innego… Trochę innego od naszego standardowego kontentu, bo na pewno nie innego od schroniskowej codzienności. Dziś przedstawiamy Wam Bruna, ok. 9-letniego kawalera, który przekroczył drzwi kociarni 5 stycznia.
Obraz wielu kotów w momencie przyjęcia do schroniska jest skrajnie różny od tego, co widzicie na zdjęciach z sesji. W kociarni często pojawiają się zwierzęta wychudzone, z przerzedzoną, matową sierścią, zaropiałymi oczami, widocznymi ranami. Lejąca się z pyszczka ślina, oskórowany ogon, niemyte od tygodni futerko (zdarza się, iż bardzo chore koty przestają się myć) to obrazy, które szybko przestają dziwić wolontariuszy. Do schroniska trafiają również potrzebujące pomocy koty uznawane za wolno żyjące. Koty urodzone przez bezdomne, czasem zdziczałe matki, które całe dotychczasowe życie spędziły na zewnątrz. Koty dla których bliskość człowieka nierzadko wiąże się z ogromnym stresem. Koty, które na zbliżającego się do ich klatki człowieka reagują dystansującym syczeniem, buczeniem, a na wyciąganą w ich stronę rękę potrafią zareagować dziwnie pojętą grą w łapki, w której człowiek zwykle przegrywa. I takim kotem wydawał się Bruno.
Do schroniska przyjechał okrutnie wyniszczony. Jeśli poszperacie na stronie schroniska, to znajdziecie jedno z jego pierwszych zdjęć u nas. Bruno trafił do nas z okropnymi ranami na uszach, których do tej pory nie udało się wyleczyć i z którymi gabinet zawzięcie walczy. Widzicie je na poniższym nagraniu. Kocur za to zawzięcie walczy z kołnierzami, które mają mu uniemożliwić drapanie tych biednych uszek, a gdy udaje mu się ściągnąć kołnierz rozdrapuje rany, z których sączy się krew. Przez pierwsze tygodnie Bruno na obecność ludzi reagował bardzo źle, siedział całymi dniami skulony w najdalszym rogu swojej klatki lub w kuwecie, gdy ktoś się do niego zbliżał reagował syczeniem. Widzieliśmy, że pobyt w schronisku jest dla niego bardzo stresujący, ból jaki musiał odczuwać z pewnością nie ułatwiał sprawy, więc postanowiliśmy mu dać przede wszystkim czas by nie dokładać mu stresu nachalnymi próbami kontaktu. Bruno to sporych gabarytów kocur i musicie uwierzyć, że gdy taki każe Wam się nie zbliżać, to rozsądek podpowiada by go posłuchać.
Kilka dni temu nastąpił przełom... Gdy nasza wolontariuszka weszła do pomieszczenia w którym przebywa, usłyszała, że któryś z kotów coś do niej gada. To dość częste, koty chętnie wokalizują by zwrócić na siebie uwagę. Była pewna że to jednooki Aron, który zamieszkuje klatkę powyżej Bruna. Po chwili jednak usłyszała kolejne miauki i dostrzegła, że to wcale nie zaspany Aron, a to Bruno stoi przy drzwiczkach swojej klatki, patrzy na nią i nieśmiało zagaduje. Wtedy stało się to, co widzicie na filmie… Bruno wybrał człowieka, wybrał dom i rodzinę. Coś bezpowrotnie się zmieniło. Od tego dnia stale domaga się głasków, a w codziennych spisach figuruje jako przyjacielski i spragniony kontaktu.
Bruno jeszcze nie jest gotowy na zmianę domu. To znaczy on na pewno by chciał… ale stan jego uszek stanowczo na to nie pozwala. Trzymajcie kciuki by jak najszybciej doszedł do siebie, a my będziemy go miziać ile tylko możemy 😊